Co byście o mnie pomyśleli, gdybym powiedział Wam, że zwierzęta takie jak smoki czy jednorożce istniały? Pewnie uznalibyście mnie za niemałego wariata. Jednak kiedyś, w czasach owianych złą sławą, wielu było przekonanych, że stwory te żyją nie tylko ludzkiej świadomości. Dziś powszechny dostęp do wiedzy sprawił, że w każdej chwili możemy zweryfikować istnienie danego gatunku. To nie są dobre czasy na powstawanie legend o przeróżnych bestiach – no chyba, że chodzi o reptilian. Średniowiecze jednak rządziło się innymi prawami. Jak postrzegano wówczas zwierzęta? To kluczowe pytanie, które stawia nowa książka Mai Iwaszkiewicz – “Świnia na sądzie ostatecznym”, Wydawnictwa Poznańskiego.
Większość z Was, kojarzy charakterystyczne, karykaturalne wręcz portrety zwierząt, które towarzyszyły odległym czasom. Dziś szczególnie widoczne na starych obrazach, czy w architekturze. Wbrew pozorom nie powstały one dla żartu. To często odzwierciedlenie tego, jak postrzegano kiedyś zwierzęta. W średniowieczu było ciężko o natychmiastowe utrwalenie obrazu rodem z aparatu. Stąd wiele informacji przekazywanych było w formie zwykłych opowieści. Wyobraźcie sobie grę, w której widzicie po raz pierwszy dane zwierzę i próbujecie opisać je Waszym znajomym. Ci natomiast pełni podziwu przekazują informację dalej. itd itd. W pewnym momencie, do Waszych rąk jak przekazywane frizbi trafia wizerunek bohomazu, który na pewno nie jest tym co widzieliście. Nie jest to łatwa sztuka prawda? Byli jednak śmiałkowie, którzy starali się odrzucić powielanie wybujałych fantazji na rzecz prawdziwych prac zoologicznych. I o nich w książce naprawdę sporo.
Sporo również o wielu wyobrażeniach – tych mniej jak i bardziej abstrakcyjnych. Swoją drogą, czy nie uważacie że wiele ówczesnych obrazów ma ogromny potencjał memiczny? Aby uświadomić Wam, że to nie tylko kwestie wizualne stanowiły abstrakcję, pozwolę zacytować sobie fragment średniowiecznego opisu Jelenia:
“Łacińska nazwa jelenia, cervi, pochodzi z greckiego ceraton, czyli rogi. Jelenie są przeciwnikami węży: jak tylko czują symptomy choroby, wabią węże na zewnątrz ich dziur oddechem z nosa i pokonują szkodliwą truciznę, żywią się nimi i zostają wyleczone.”
A zatem, czy można polubić średniowiecze? Po przeczytaniu tej książki, uważam że to całkiem prawdopodobne. “Świnia na sądzie ostatecznym”, to książka napisana prostym językiem, w (nazwałbym to) koleżeńskim tonie. Łamie pewne schematy, które jak mantra powielane były w szkołach, gdzie pewnie w wielu z Was, narodziła się niechęć do epoki średniowiecza. Spojrzenie na nią przez pryzmat zwierząt, to świetny zabieg, łączący naukę i element wierzeń czy wyobraźni. To książka nafaszerowana ciekawostkami, którymi nieraz zaskoczycie znajomych. No i do tego ilustracje, które bez wątpienia świadczą o pewnym szaleństwie tej epoki. To zdecydowanie książka dla każdego. Nie trzeba być fanem historii aby znaleźć w niej coś dla siebie.
DK 14.03.2021