Johannes Schachmann

Ilu krasnali potrzeba do ścięcia bordy? Czy wróżka cierpi na syndrom sztokholmski? Jak powinien wyglądać przepis na peklowanego wroga? Choć ciężko będzie znaleźć odpowiedzi na te absurdalne pytania, to jednak jest ktoś, kto poradziłby sobie z nimi zaskakująco dobrze. Ba! Nikt nie wie o tym więcej niż on.

Szalony, potężny i mroczny mag to tytułowa postać komiksu Mateusza Piątkowskiego i Jacka Kuziemskiego – “Johannes Schachmann. Życie i czasy.”. To oni tchnęli życie w tę postać, czyniąc ją wyjątkowo nerwową, wredną, a przy tym cholernie zabawną. Ten zeszyt to zbiór przesiąkniętych elementami historii i popkultury perypetii bohatera, jego zmagań z wrogami i przygód jego popleczników.

Johannes, to niespełniona ambicja ojca, który widział w nim znakomitego, przyszłego handlarza. Jeśli powiem, że mag z handlem radził sobie słabo, to tak jakbym nic nie powiedział. Szybko przehandlował duszę za coraz większe moce, a wszystko to, by zaimponować ojcu. Jak to bywa z takimi umowami, nie wszystko skończyło się po jego myśli.

To co z tymi krasnoludkami?!

Patrząc na ten przykład można mieć słuszne wrażenie, że Johannes nie był zbyt bystrym młodzieńcem. Jednak magowi przybywało lat, jego moce rosły i nabierał życiowej mądrości. We własnej cytadeli zgromadził armię gnolli oraz krasnoludków – minionów. Ci drudzy to bardzo pocieszni bohaterowie. Jako grupa robocza, są na każdy rozkaz swojego Pana – podcinają mu brodę, cerują szaty, czy zaklejają zamkowe mury, od razu gdy coś się z nimi stanie. Uwielbiają bajki, a w szczególności te ideologiczne, co w całym komiksie, tworzy świetny epizod z udziałem wiecznie żywego Lenina.

Na tym absurdzie autorzy nie poprzestają. Komiks podsunie nam jeszcze kilka świetnych historii. Natkniemy się między innymi na grę w starożytne bierki, zlot wróżek, czy prace w mongolskiej korporacji. Ta ostatnia to siedziba arcywroga Johannesa. Czy sądziliście, że peklowane głowy wrogów magów, mogą mówić a przy tym uwielbiać Gordona Ramsaya? W tym komiksie jest to możliwe!

Kresko, kreseczko!

Długi wywód na temat fabuły I świata wcale nie przekreśla walorów graficznych tego zeszytu. Wręcz przeciwnie! Pozornie surowa grafika nadaje odpowiedniego charakteru. Wspólnie te dwa elementy tworzą zgraną całość, pozwalając skończyć komiks w jeden wieczór i to bez uczucia znużenia!
Pozostając obiektywnym, natrafiłem w dwóch momentach, na sytuacje, gdzie jako czytelnik czułem się delikatnie zagubiony. Szczególnie gdy na planszy pojawiało się wiele podobnych postaci i ciężko było dopasować tekst z „dymka” do konkretnego bohatera. Jednak to tylko kropla, w morzu naprawdę przyjemnej lektury.

Ten stu stronicowy komiks czyta się naprawdę świetnie. Ciężko powiedzieć, czy to za sprawą doskonałych historii, czy przyjemnej dla oka czarno-białej kreski. Autorzy stanęli na wysokości zadania tworząc uniwersalny twór, który zadowoli zarówno niedzielnych czytelników komiksów, jak i ich zapaleńców. I to bez względu na wiek! I te ostatnie słowa, w mojej ocenie, powinny być definicja dobrego komiksu, którym dzieje szalonego maga Johannesa są zdecydowanie.