Od zawsze lubiłem kontakt z naturą. Wychowałem się na wsi, gdzie latem jako dziecko biegałem po podwórku do samego wieczora. Obserwowałem, pytałem, poznawałem świat. Prowadziłem nawet mały zeszyt, w którym rysowałem owady i zwierzęta. No dobra, dinozaury też rysowałem, kto za dzieciaka ich nie lubił. W ten sposób poznawałem otaczający mnie świat. Świat pełen zieleni i śpiewu ptaków. Dziś gdy wracam do rodzinnego domu, sporo się zmieniło. Choć ojciec od lat sadzi nowe drzewa w ogrodzie, wieś już nie jest tak dzika jak ją zapamiętałem. Pola uprawne mają dwa kolory – żółty jak rzepak i żółty jak pszenica. Żeby doznać absolutnej dziczy trzeba się zdecydowanie bardziej oddalić. Mam nadzieję, że przyjdzie mi niedługo zrobić to, a wtedy pewnie pochwalę się polowaniem z obiektywem.
Czytając książkę „Dziki Rok.”, wróciłem do wspomnień. Wspomnień o odkrywaniu. Choć tytuł ten to nie melancholijna podróż do młodzieńczych odkryć, to jednak wywołał we mnie takie emocje. A Więc o czym właściwie jest ta książka? Tego dowiecie się z recenzji: